Siódmego marca przypadła 95 rocznica urodzin pierwszego dyrektora Kopalni „Staszic” mgr. inż. Bogusława Roskosza. Dostojny Jubilat urodził się 1925 roku we Lwowie. Pomimo zasłużonego wieku, dyrektor Roskosz nadal emanuje niezwykłą energią i witalnością. Jest stałym uczestnikiem spotkań barbórkowych i innych uroczystości związanych ze swoją pierwszą kopalnią. Swoimi niezwykłymi opowieściami z pięknego i barwnego życiorysu potrafi zaabsorbować każdego słuchacza do tego stopnia, iż słuchając Go czas zaczyna płynąć innym rytmem.
W dniu Jego święta życzenia kolejnych lat życia w zdrowiu i wszelkiej pomyślności w imieniu całej załogi przekazał Bogusławowi Roskoszowi dyrektor kopalni Adam Robakowski, który odwiedził nestora polskiego górnictwa wraz z dyrekcją kopalni Wiesławem Piechą – naczelnym inżynierem i Tomaszem Gołasem – zastępcą dyrektora ds. pracowniczo-ekonomicznych w Domu Seniora Kopalni „Staszic” tak zwanej „Gawlikówce”.
Właśnie w „Gawlikówce” – miejscu niezwykłym na mapie Giszowca i Katowic, dyrektor Roskosz podjął wszystkich gości, którzy pamiętali o jego pięknym jubileuszu i chcieli Mu w tym dniu złożyć najlepsze życzenia.
Wśród przybyłych gości nie zabrakło oprócz obecnego dyrektora („13-stego po kolei” – jak skrupulatnie wyliczył dyrektor Roskosz) także jego poprzedników na tym stanowisku. W pewnym momencie przy jednym stole zasiadło aż sześciu dyrektorów kopalni „Staszic” i „Murcki-Staszic”!
O wspaniałym jubileuszu Bogusława Roskosza pamiętał również Zarząd PGG S.A. – który przesłał Szanownemu Jubilatowi dyplom gratulacyjny oraz wspaniały bukiet kwiatów.
Specjalny list gratulacyjny w imieniu Zarządu Głównego Stowarzyszenia Wychowanków AGH odczytał osobiście, przybyły specjalnie na tę uroczystość prof. Piotr Czaja – przewodniczący stowarzyszenia. Wręczył także figurę św. Barbary – patronki uczelni, ze specjalnym jubileuszowym grawerem. Figura ta to replika rzeźby św. Barbary, znajdującej się na dachu gmachu głównego AGH.
Należy nadmienić, że Bogusław Roskosz jest Członkiem Honorowym SW AGH. Również Jego działalność w SITG przyniosła Mu takie zaszczytne miano. Członkowie Klubu Seniora wspomnianego stowarzyszenia również nie zapomnieli o swoim długoletnim Przewodniczącym.
Duża liczba zacnych gości, kwiaty, prezenty, rzeźby z węgla, wprawiły dyrektora Roskosza w ogromną radość, ale i spowodowała ogromne wzruszenie.
Drogi Dyrektorze! Żyj nam długo w szczęściu i pomyślności i dobrym zdrowiu!!!
Wiele osób słyszało to nazwisko, niektórzy, prawidłowo, kojarzą je z kopalnią „Staszic”, ale zapewne na tym ich znajomość tej niezwykle barwnej i zasłużonej dla polskiego górnictwa sylwetki się kończy. Poniższy tekst pozwoli, w dużym skrócie, przybliżyć sylwetkę Bogusława Roskosza.
Bogusław Roskosz – pierwszy dyrektor Kopalni „Staszic”– 1959–1967
Kiedy przy dyrektorze Roskoszu mówi się, że historycznie jest pierwszym dyrektorem KWK Staszic, On zawsze ripostuje, że faktycznie to był drugim dyrektorem, ponieważ funkcje tę przez pierwsze dwa miesiące sprawował Tadeusz Lis, a dopiero po jego śmierci, dyrektorem Staszica został pan Bogusław. Tyle, że Tadeusz Lis de facto nawet nie zdążył tej kopalni zobaczyć.
Urodził się 7 marca 1925 roku we Lwowie i w tym ukochanym dla niego, jak od razu zauważam mieście, spędził okres międzywojenny. Pochodzi z nauczycielskiej rodziny, jego ojciec urodził się w Horodnicy i pierwszą posadę objął w szkole w Buczaczu, dziadek urodził się w Kopyczyńcu i uczył w Śniatyniu, a pradziadek Franciszek był stolarzem w Gross Strehlitz, dzisiaj Strzelce Opolskie.
W 1937 roku ukończył szkołę powszechną imienia Zofii Strzałkowskiej we Lwowie i rozpoczął naukę w III gimnazjum imienia Króla Stefana Batorego. Był w tym czasie członkiem 23 Lwowskiej Drużyny Harcerskiej. Za sowieckiej okupacji Lwowa ukończył VII i VIII klasę szkoły średniej. W czasie okupacji niemieckiej pracował jako goniec i tłumacz w Landinspektion Lemberg-Land. Równocześnie był członkiem organizacji podziemnych drukując gazetki i ulotki. Ze Lwowa wyjechał w maju 1944 roku do Krakowa na polecenie swojego szefa z organizacji M.M. Wojtowicza ratując się przed aresztowaniem przez sowietów. W lipcu 1944 roku pracował przymusowo przy budowie okopów w rejonie Brzeska, mieszkając u rodziny w Bochni. W 1945 roku po zdaniu matury w gimnazjum imienia Króla Kazimierza Wielkiego w Bochni, zaraz w styczniu 1946 roku, po zdaniu egzaminu, rozpoczął studia na Wydziale Elektromechanicznym Akademii Górniczej w Krakowie.
Z dumą pokazuje pamiątki rodzinne, zdjęcia z przedwojennego Lwowa, indeks swego ojca z 1905 roku, z czasów studenckich na Uniwersytecie Lwowskim, swój akt małżeństwa. Ślubu udzielał mu w Krakowie kanonik Karol Wojtyła. Pan Bogusław z dumą pokazuje podpis naszego Papieża na dokumencie.
Na tyle na ile znam historię, to ludzie z takimi życiorysami mieli poważne trudności aby zaistnieć, raczej ich niszczono. Propaganda sukcesu klasy robotniczej preferowała w tamtym okresie zupełnie inne życiorysy. Liczył się wszak rodowód robotniczo-chłopski. Bogusław Roskosz opowiada swoją historię z ogromnym przejęciem, potrafiąc wciągnąć słuchacza w swój świat. Posiada ogromny zbiór fotografii i co szczególnie budzi podziw, każdą postać na tych zdjęciach potrafi wymienić z imienia, nazwiska, pełnionej funkcji, a nawet koligacji rodzinnych i zawodowych. Pan Bogusław z wielkim ożywieniem i z zadziwiającą pamięcią komentuje fotografie zarówno te osobiste jak i te dokumentujące powstawanie Kopalni „Staszic” oraz pierwsze lata jej pracy. Jego dziadek był powstańcem styczniowym, ojciec absolwent Uniwersytetu Lwowskiego, profesorem w gimnazjum. Uczył łaciny, greki i niemieckiego w III gimnazjum imienia Stefana Batorego we Lwowie. Matka również pracowała jako nauczycielka. Indeks ojca wypełniony jest starannym kaligraficznym pismem a jego wykładowcy to same świetne nazwiska: prof. Twardowski, prof. Sroko, poeta Kasprowicz. Ten indeks to przepiękna i wartościowa pamiątka.
Wojna kilkakrotnie to rozdzielała rodzinę, to później znów ją łączyła.
Po wojnie wszyscy zamieszkali w Bochni. O swoich studiach pan Bogusław mówi, że były to pionierskie czasy. Z Bochni jak wspomina dojeżdżał do Krakowa na węglarce. To tylko 40 km, a jechał aż dobę. Cóż, nie było akademików. W latach 1945–1950 studiował w Akademii Górniczo-Hutniczej (choć, jak sam podkreśla, była to jeszcze Akademia Górnicza). W czasie studiów działał czynnie w Kole Naukowym Elektromechaników, a od 1948 roku był jego sekretarzem. Pracę dyplomową obronił w 1950 roku na Wydziale Elektromechanicznym (Sekcja Górnicza) z wynikiem bardzo dobrym i otrzymał stopień inżyniera elektromechanika górniczego oraz stopień magistra nauk technicznych.
Zdumiewające, że do dzisiaj, co roku, w ostatnią sobotę maja, spotyka się on z żyjącymi jeszcze kolegami, absolwentami jego rocznika. Żartując wspomina, że wcześniej „był uprzejmy chodzić do pięciu gimnazjów”. Ukończyć w tamtych czasach gimnazjum, to było coś.
W 1959 roku pan Bogusław, służbowo, po raz pierwszy po wojnie, odwiedził swój ukochany Lwów. Ponownie był tam w 1961 roku i kolejno w 1967, 2002 i 2003 roku. Zdjęcia przedwojennego Lwowa pokazuje ze szczególnym przywiązaniem do tego miejsca. Od razu widać, że na zawsze będzie to jego ukochane miasto.
Z niesamowitą pamięcią mój rozmówca opisuje szczegóły z budowy kopalni. Lata pięćdziesiąte to ogólnie były ciężkie czasy. Szukano wroga klasowego, wszechobecna była „bezpieka”. Dyrektor Roskosz wspomina 1953 rok. Wówczas był przesłuchiwany. Trzy razy pisał życiorys. Uratował go przypadek. Jak opowiada: „…przed takimi rozmowami żegnało się z najbliższymi, a nawet zostawiało obrączkę żonie”. Na pytanie jak odnalazł się w powojennej polskiej rzeczywistości odpowiada: „…miałem dużo szczęścia”. W życiorysie zawsze podawał: ojciec nauczyciel, broń Boże profesor.
Pan Bogusław stwierdził, że niesamowite jest to, że na wielu różnych życiowych zakrętach, czasem w niebezpiecznych i wręcz zagrażających życiu okolicznościach, pomagali mu albo uczniowie ojca, albo jego koledzy z gimnazjum.
Pierwsza praca po studiach (od 1 lipca 1950 roku), to Kopalnia „Bierut” w Jaworznie – Szyb „Helena”. Pracował tam prawie rok na stanowisku sztygara. Był wówczas pierwszym, powojennym inżynierem na kopalni. Następnie od stycznia 1951 do maja 1959 roku pracował na Kopalni „Kościuszko-Nowa” w budowie, gdzie pełnił kolejno stanowiska: kierownika działu maszynowego, starszego inspektora inwestycyjnego, głównego inżyniera górniczego. To była pierwsza kopalnia, którą budował. Potem to już budował „Staszica” – 1 czerwca 1959 roku został powołany na dyrektora kopalni Staszic (w budowie), a po jej uruchomieniu 20 lipca 1964 roku na dyrektora kopalni Staszic.
Na pytanie jak wówczas wyglądał teren obecnej kopalni dyrektor odpowiada: „…to był matecznik dzików i piękny iglasty las”. Dyrektor Roskosz jako zapalony myśliwy, określa to właśnie tym jednym zdaniem.
Decyzja o budowie Kopalni „Staszic” zapadła w 1958 roku, a od 1959 roku rozpoczęły się faktycznie roboty. Jako ciekawostkę można dodać, że wówczas walczyły ze sobą dwie koncepcje. Jedna mówiła o rozbudowie, kopalni „Wieczorek” poprzez drążenie nowych szybów, drugą była budowa nowej kopalni. Pierwsze prace to karczowanie lasów. W planach założono, że Kopalnia „Staszic” ma powstać w 1964 roku. Daty uruchomienia kopalń to standardowo w tamtych czasach: 1 maja, 22 lipca lub 4 grudnia – Barbórka. Na „Staszic” wypadł 22 lipca. Jak wspomina dyrektor Roskosz jedna tylko kopalnia powstała z dziwną nietypową datą – 1 października – była to Kopalnia „Kościuszko Nowa”.
Biura „Staszica” urządzono tymczasowo nad przedszkolem, na piętrze willi Uthemanna. Dyrektor Roskosz zamieszkał w dawnej amerykańskiej kolonii, w mieszkaniu o powierzchni, bagatela ponad 250 m2, ze śmiechem wspomina, że było ponad trzydzieści okien do umycia i żadna sprzątaczka z kopalni nie dała się na taką „fuchę” namówić.
Budowa Kopalni „Staszic” to najpierw głębienie szybu II zjazdowego. potem powstał szyb I. Najpierw na szybie I zamontowane były tylko klatki, potem dopiero skip. Na szybach budowano początkowo wieże tymczasowe. W kolejnym etapie robót na szybie II stawiana była wieża ostateczna, a potem hala nadszybia. Później w szybie I zlikwidowano klatki i ślizgiem budowana była na nim wieża.
„Pieniądze nie były przy budowie problemem – wspomina dyrektor, materiał był problemem”. Wszystko zależało od zaradności. znajomości i układów w fabrykach i zakładach produkujących materiały. Często w tych problemach pomagali koledzy, bowiem okazywało się, że pracowali właśnie tam gdzie był produkowany pożądany materiał.
Jako przykład podaje, że gdy budowano Hutę „Katowice”, to na Śląsku był totalny brak cementu. Wszystek cement milicja kierowała do budowy tej huty.
Równie wielkim problemem w tamtych czasach byli ludzie do pracy. Początkowo przy budowie Kopalni „Staszic” pracowali żołnierze i więźniowie – zwłaszcza przy karczowaniu lasów. Potem trochę miejscowych i ludzie z „werbunku” z Polski. Fluktuacja załogi była bardzo wysoka i to stanowiło problem. Na przyjętych 2000 pracowników pozostawało 1200 osób. Jednocześnie był to okres rozległych świadczeń socjalnych dla załogi, zgodnych zresztą z powszechną zasada, w tamtym okresie, opiekuńczości socjalistycznego państwa. Humorystycznie już dziś brzmią wspomnienia dyrektora, że gdy nie wysłano na darmowe, fundowane przez „Staszic”, ferie lub kolonie letnie, odpowiedniej liczby dzieci i młodzieży w ramach tak zwanej akcji socjalnej, to pracownicy odpowiedzialni za to, mieli obniżone lub wstrzymane premie!
Wspomnieniami sięga też do wizyt oficjeli na „Staszicu”. Byli tu sekretarze partii, ministrowie górnictwa, a także ciekawostka, brat Fidela Castro – Raul, obecny prezydent Kuby, z małżonką i inne zagraniczne delegacje. Przy okazji opowiada z humorem, jak to jego, ówczesnego dyrektora Kopalni „Staszic”, pewnego dnia, gdy kopalnię miała odwiedzić zagraniczna delegacja, nie wpuszczono na jej teren. „Nie ma pana na liście” – oznajmił mu urzędnik ochrony rządu mimo, że komendant straży przemysłowej widząc dyrektora salutował. Dyrektor Rozkosz poradził sobie i w tej sytuacji „…znalem wszystkie dziury w płocie, więc przedostanie się na teren kopalni nie było dla mnie żadnym problemem”.
1 lipca 1967 roku został przeniesiony do Katowickiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego na stanowisko inspektora kopalni, pełniąc równocześnie funkcję przewodniczącego Komisji ds. Rekonstrukcji Kopalń. Od 1 lutego 1969 roku, został powołany na stanowisko naczelnego inżyniera dla Pola Zachodniego (przyszłej kopalni Śląsk), kopalni Wujek. Pełnił równocześnie funkcję kierownika ruchu zakładu górniczego dla tej części kopalni Wujek. 25 lutego 1970 roku, Minister Górnictwa i Energetyki powołał go na Członka Stałego Zespołu Problemowego ds. Efektywności Inwestycji, a 1 stycznia 1976 roku został przeniesiony do kopalni Lenin (Wesoła) na stanowisko głównego inżyniera inwestycji.
1 kwietnia 1980 roku, po wielu latach pracy w kopalniach, pan Bogusław Roskosz odszedł na zasłużoną emeryturę. Już od 40 lat jest emerytem, dodajmy energicznym emerytem.
Od 1951 roku jest członkiem Stowarzyszenia Wychowanków AGH, a Członkiem SITG od 1950 roku. Pełnił między innymi funkcję przewodniczącego kół SITG Kopalni „Staszic” i Kopalni „Śląsk”. Od 1998 roku przewodniczył Głównej Komisji Seniorów SITG. Na XXIV Walnym Zjeździe SITG, 26 października 2007 nadano mu godność Honorowego Członka SITG. Posiada między innymi: Złoty Krzyż Zasługi za budowę i uruchomienie Kopalni „Kościuszko-Nowa” (1954), Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski za budowę i uruchomienie Kopalni „Staszic” (1964), Sztandar Pracy II klasy za budowę i uruchomienie Kopalni „Śląsk” (1974). Od 1953 roku jest Członkiem Polskiego Związku Łowieckiego. Za społeczną działalność we władzach związku otrzymał w 2004 roku Złoty „ZŁOM” – pozłacany listek dębowy, najwyższe odznaczenie łowieckie, ustanowione w 1929 roku. Dyrektor Roskosz z dumą opowiada, że wśród jego trofeów jest między innymi wieniec kozła dziesiątaka o muzealnej wartości!
Szacowny Jubilat, który jest patronem Koła Zakładowego Stowarzyszenia Wychowanków AGH przy KWK „Murcki-Staszic” – otrzymał w 2016 roku zaszczytny tytuł Honorowego Członka Stowarzyszenia Wychowanków AGH. Wszyscy członkowie honorowi (a jest to naprawdę elitarna grupa, wybitnych absolwentów AGH – członkowstwo honorowe nadaje się osobom szczególnie zasłużonym dla stowarzyszenia, dla rozwoju przemysłu oraz nauki) są wymienieni z imienia i nazwiska na specjalnej tablicy pamiątkowej znajdującej się w głównym hallu budynku A-0.
Dalej pasjonuje się myślistwem, to jego długoletnie hobby. Wygląda na to, że styl życia jaki prowadzi były pierwszy dyrektor „Staszica” to recepta na długie i spokojne życie. Dyrektor Roskosz nadal emanuje niezwykła energią i witalnością. Jest stałym uczestnikiem spotkań barbórkowych i innych uroczystości związanych z kopalnią.
Dla zainteresowanych polecamy książkę Małgorzaty Szejnert Czarny Ogród, w której niejednokrotnie przewija się nazwisko pierwszego dyrektora kopalni „Staszic”.
opracowanie: Piotr Ubowski